poniedziałek, 26 marca 2012

Jakoś tak...

Wiem, zmysłowy dziś tytuł, ale zabraniam wam go komentować...
Jest po 22.00, a ja piszę posta... normalnie, to bym pewnie w łóżku ślęczała z książką, ale, jak to głosi dzisiejszy tytuł : jakoś tak...
Przez te całe przejście na czas letni wszystko mi się, że tak się wyrażę, pieprzy.
 W dodatku przypomniałam sobie odwiedziny u pedagoga szkolnego podajże w tym roku jeszcze. Były one tak żałosne, że aż śmieszne, więc zaoszczędzę sobie ich opisanie.
Dziś miał być określony temat, ale jak powszechnie wiadomo, jestem zbyt leniwa, aby wymyślić coś ciekawego, więc pomęczycie się czytając bzdety z moich kilku ostatnich dni.
Miałam pójść do fryzjera. Tak, miałam, ale nie zamierzam, bo już wiem, co zobaczę w lusterku po moich słowach do fryzjerki '' Proszę przyciąć tylko końcówki'', a potem jak zwykle na moim łbie ubywa 10 cm. włosów.
Po przemyśleniu wszystkich opcji zdecydowałam, że pomęczę się jeszcze z moimi kudłami.
Wymyśliłam też szatański plan, polegający na zanudzeniu was opowieścią o moim śniadaniu, z dokładną relacją posmarowania chleba masłem, ale macie szczęście, dziś jestem dobroczynna.
Od kilku tygodni miałam obietnicę, że nastroję gitarę, ale...jakoś tak...
Gderałabym dalej, lecz wykazując się po raz kolejny dobrym sercem, idę zakopać się w pościeli z dala od tych wszystkich małpiszonów i innych podgatunków debili.

1 komentarz: